“Demokracja powinna istnieć, ale nie… rządzić” (Mackiewicz)

Czy to najwybitniejszy polski pisarz XX wieku? Z pewnością jest to mocno przesadzona opinia. Czy jeden z najwybitniejszych? Cieplej, cieplej. Prawdą jest, że na pewno jeden z moich ulubionych. Mowa o Józefie Mackiewiczu. Prozaiku i publicyście, którego nie znać wręcz nie wypada. I do którego w pewnych kręgach lepiej się nie przyznawać.

Gombrowicz w 1958 roku: “Gdybym był Ameryką, finansowałbym trzech pisarzy: Miłosza, Mackiewicza (Józefa), Gombrowicza”. Mackiewicz i Gombrowicz jednak zbytnią sympatią się nie darzyli i ostro ze sobą polemizowali.

Dziwny to paradoks, ten zasłużony szacunek i całkowicie niezasłużone zapomnienie, wręcz wyparcie, Mackiewicza. Podobnie jak dziwne i powikłane są losy bohaterów Mackiewicza – i samego Mackiewicza – rzuconych w bezwzględny wiek dwudziesty, mielący kogo popadło, bez różnicy. Sprawa pułkownika Miasojedowa opowiada o takich właśnie ludziach. Oparta na losach prawdziwego Sergiusza Miasojedowa, pułkownika żandarmerii carskiej, oskarżonego i powieszonego w 1915 za szpiegostwo na rzecz Niemiec. Owa “sprawa”, podobnie jak wcześniejsza, francuska afera z Dreyfusem, była, rzecz jasna, mocno dęta, tylko Dreyfus miał więcej szczęścia niż Miasojedow. Urodził się w innym kraju, w innych okolicznościach.

Streszczanie tutaj losów powieściowego Miasojedowa i innych “uwikłanych” w sprawę nie ma większego sensu – kto będzie chciał, ten do książki sięgnie. Poza tym, poplątanie i ilość przypadków, przygód, zbiegów okoliczności i zwrotów akcji… Najlepsze thrillery tyle mieszczą. Ważniejsze są pewne prawidła, zręcznie wplecione w sensacyjną fabułę, a właściwie jedno zasadnicze, wynikające z tej powieści: żeby zniszczyć człowieka, naprawdę nie trzeba się specjalnie trudzić. Wystarczą sprzyjające okoliczności, “odpowiedni” ludzie, którzy kiedy trzeba złożą “odpowiednie” zeznania, żądna krwi i wskazywania winnych opinia publiczna, dla której świat nie ma być zniuansowany, a czarno-biały, podzielony na wyłącznie złych i wyłącznie dobrych (odcienie szarości traktowane są jak modny dzisiaj “symetryzm”, a więc z gruntu podejrzane). I już. Nieszczęsny Miasojedow urodził się nie wtedy, kiedy trzeba, nie w tym kraju, prowadził życie normalne, robił interesy. I wystarczyło.

Na miejscu Miasojedowa mógłby się znaleźć każdy z nas. Przecież na każdego są papiery, teczki, kwity. A jeśli nie, to z łatwością można je po prostu stworzyć. Wszyscy będą zadowoleni, od prawa do lewa, bo przecież znalazł się winny. “Społeczeństwo chce mieć szpiegów, na których mogłoby zrzucić winę za klęski na froncie. Proszę bardzo: Miasojedow. I wszyscy są zadowoleni. Dlatego, że współpracował z Żydami, zadowolona jest prawica. Dlatego, że nosił mundur żandarma, zadowolona jest lewica. Wszyscy są zadowoleni” (s. 438). Książka Mackiewicza to wielkie oskarżenie nie tylko systemów, opinii publicznej, ale tak naprawdę każdego z nas. Można powiedzieć, nieco biblijnie, że każdego dnia potrafimy wyszukać sobie swoich Miasojedowów, zniszczyć ich, opluć, oczernić, bazując nie na faktach, a na czczych domysłach. Na niesprawdzonych informacjach, fake newsach wyrastają ofiary. Więc jeśli nie chcemy mieć krwi na rękach, drążmy, dociekajmy prawdy, nie zadowalajmy się powierzchnią, a zawsze kopmy do samego jądra sprawy. Trudna to rada, wydawać by się mogło, że niewykonalna w świecie, gdzie informacja żyje góra kilka godzin, zastępowana przez milion następnych. Cóż. “I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”.

Jakże aktualne jest przesłanie Sprawy pułkownika Miasojedowa dzisiaj. Kiedy za każde “niebezpieczne wychylenie”, każdą niepopularną opinię, która nie wpisuje się w główny nurt (aż korci, żeby zamienić to słowo na bardziej pasujące: ściek), można człowieka określić mianem szura, płaskoziemcy, foliarza, onucy, anty- (tu należy dopisać pasujące słowo). Bo z jakąż łatwością przychodzi nam wszystkim, autor tych słów nie jest wyjątkiem, ocenianie na podstawie bardzo wątłych przesłanek. “Możesz mieć swoje poglądy, pod warunkiem, że są zgodne z naszymi”. A smród obmówień, plotek i fałszów jest nie do zlikwidowania.

Szczerze? Chwyciłem w zasadzie jeden, najgłówniejszy wątek tej książki. Ale rozważań o prawdzie, sztuce, naturze wojny, socjalizmu i innych systemów społeczno-politycznych, o narodowości, religii, jest całe mnóstwo. Pomieszczenie ich w krótkiej recenzji rozsadziłoby tekst. Ot, jeden z mnóstwa zaznaczonych podczas lektury fragmentów: “(…) prześladowałbym socjalizm również z własnej inicjatywy. A wie pan dlaczego, młody człowieku? Powiedzieć, że dlatego, że mnie bezmiernie nudzi, byłoby może efektowne, ale nie odpowiadałoby ściśle prawdzie. Bo ja jednocześnie głęboko go nienawidzę. A nienawidzę z tej samej przyczyny, co pan powinien nienawidzić, z nienawiści do klatki. My stwarzamy kraty zewnętrznych ukazów i policyjnego nadzoru. Są one jednak na tyle szerokie, że prywatne życie człowieka prześlizguje się przez nie i w tę i we w tę. (…) Wy natomiast, panowie socjaliści, stwarzacie kraty doktryny i przy tym tak gęste kraty, że człowiek złapany do tej klatki siedziałbym już z całym swoim życiem prywatnym, ba, z myślą nawet, i prześlizgnąć by się już nie mógł i pozostałby na wieki wieczne amen” (s. 67). Wątki podawane przepiękną polszczyzną, nie dość, że niosą ładunek intelektualny, to są po prostu dobrze napisane. Ilu ze współczesnych “tfurców” tak potrafi?

Sam autor w paszportowej rubryce “narodowość” mógłby z czystym sumieniem wpisać: “antykomunista”. Zaciekły wróg sowietyzmu, ale też wszelkich systemów ograniczających wolność jednostki. Jeśli miałby wybierać pomiędzy socjalizmami – brunatnymi, czerwonymi, czarnymi, mniejsza o kolory – to nie wybrałby, jak mniemam, żadnego, bo jedne mniej, a drugie bardziej męczą ludzi (“Kto do trzydziestu lat nie jest socjalistą, to podlec. Kto po trzydziestce jeszcze nim jest, to już dureń” (s. 127)). Przeciwnik ludzkiej małości, głupoty, fałszu, tzw. opinii publicznej, która w swojej masie urasta do jeszcze jednego opresyjnego molocha. Prawdę stawiał zawsze na pierwszym miejscu, choćby i ta prawda miała kogoś rozsierdzić. Tutaj mały przypis: można się przyczepić do przedostatniego rozdziału Sprawy pułkownika Miasojedowa. 9 tysięcy samolotów nad Dreznem? Kilkaset tysięcy ofiar? Dość mocno przesadzone przez Mackiewicza dane. Trzeba jednak mieć w pamięci, że ostateczne liczenie ofiar zakończyło się w 2011 (!) roku. Czy liczba samolotów zmienia cokolwiek w obrazie zrównanego z ziemią miasta?

Nacjonalista? Nie bądźmy śmieszni. Jako człowiek Kresów, gdzie kultury, narodowości i języki gładko się przenikały – od “tutejszych” po Żydów, Niemców, Rusinów… – po prostu nie mógł być nacjonalistą, ksenofobem, faszystą. Krępowanie Mackiewicza etykietkami uwłacza mu jako twórcy. A jeśli komuś się wydaje, że sięgnąłem po Mackiewicza, bo mam “prawicowe poglądy”, bo “prawicowi” krytycy łopatą włożyli mi do głowy, że to pisarz wielki, wybitny, to ma jakiś wielki problem, jakiś wielki kompleks, którego w żaden sposób nie jest w stanie wyleczyć. W literaturze warto wyleczyć się z jednego, z czego też literatura powinna leczyć – czyli z uprzedzeń.

I na koniec. Zdaję sobie sprawę, że biorąc na sztandar tegoż autora, może tracę właśnie połowę czytelników, którzy jeszcze czytają moje teksty. Jednak po korepetycjach u Mackiewicza odpowiadam łagodnie – trudno, jakoś będę musiał z tym żyć. Mackiewicz za niezależność, niewygodne dla wszystkich pytania, narodową demitologizację i bezkompromisowe poszukiwanie prawdy zapłacił cenę najwyższą. Zmarł w niemal skrajnej nędzy, w zapomnieniu. Prawda nie wyzwoliła go, kiedy żył wśród swoich, to fakt, nie zapewniła mu dostatniego, dobrego w oczach społeczeństwa życia. Ale sam Mackiewicz żył i umarł prawdą wyzwolony. Zawsze w kontrze.

Cytaty ze Sprawy pułkownika Miasojedowa pochodzą z wydania londyńskiego z 2015 roku. Cytat z Biblii za Biblią Tysiąclecia. Cytat z Gombrowicza znalazłem tutaj. A okładkę zaczerpnąłem stąd.

Leave a comment