Szczęście – za co i za ile, czyli "Rachunek" Jonasa Karlssona

Ty w tym wszystkim zapomniałeś jak wygląda słońce

1
Pewien człowiek pewnego ranka odnajduje w skrzynce pocztowej rachunek, opiewający na 5 700 000 koron szwedzkich. Wie skąd i od kogo, ale nie wie, dlaczego. Czy czegoś to nie przypomina, czy gdzieś nie czytaliśmy o podobnym przypadku? Właśnie. Nie chcę określić Karlssona mianem „szwedzkiego Kafki”, ale szwedzki autor nie pozostawia wyboru.
2
Fabuła nie ma aż tak wielkiego znaczenia w powieści – znacznie bardziej liczy się utrzymana w lekkiej formie gorzka refleksja o szczęściu współczesnego człowieka. O tym, że żyjąc w „dzisiejszych czasach”, nie jesteśmy w stanie spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć: tak, moje życie jest szczęśliwe. 
3
Świetne u Karlssona jest właśnie odbijanie się od Kafki – Józef K. krążył po korytarzach podejrzanych kamienic (w poszukiwaniu siedziby sądu). Korytarzach ciemnych, ponurych, przygniatających klaustrofobią i duchotą. Jak K. próbował odnaleźć jakikolwiek sens, ale wciąż tylko dochodził do kolejnych granic coraz większych absurdów. Jak kluczył, drążył, cierpiał. 
Bezimienny bohater – czasem określany jako obiekt, najczęściej jest nikim (albo każdym…) – Karlssona próbuje się dodzwonić do centrali W.R.D. (czyli ośrodka, który wystawia obywatelom rachunki za szczęście, ale musi czekać najpierw dwie godziny, później czas oczekiwania skraca się do trzydziestu minut, aby w końcu ulec cudownemu rozciągnięciu do sześciu godzin. Kiedy bohater zjawia się w siedzibie W.R.D. celem wyjaśnienia kilku wątpliwości związanych z jego rachunkiem – zostaje zarzucony mnóstwem cyfr, procedur, niezrozumiałych nazw i przeliczników wziętych znikąd. Czy czegoś to nam nie przypomina, czegoś aż zbyt dobrze znanego, może jakieś kwestie urzędowe, załatwianie spraw bankowych…?
4
Czy szczęście jest tym, co potrafimy docenić? Skoro bohater jest typowym nikim – szaraczkiem, pracującym w wypożyczalni filmów, bez przyjaciół/znajomych, bez głębszych zainteresowań – to dlaczego musi zapłacić aż tyle? I czy zaznane szczęście (jak widać,  język powieści przenika już nawet tu) jest automatycznie wynikiem wyrządzonego i doznanego dobra? Kwestie, wydawałoby się, banalne, ale z drugiej strony – również truizm – chyba najtrudniej formułować odpowiedzi na najprostsze pytania. A Karlsson się tego podejmuje. Nie potrzeba mu przy tym traktatów, pełnych zawiłości logicznych, moralnych i wszelakich. Niespełna dwieście stron powieści; gdyby nieco zmniejszyć margines, wyszłoby może 140-150. Lekka, nieco absurdalna fabuła – i wypływają odpowiedzi. Gorzkie. I jednocześnie takie, że po sformułowaniu na piśmie (szczególnie tym recenzenckim), przypominałyby zbiór truizmów i umoralniających sentencyjek, w rodzaju: śpieszmy się kochać drobne radości dnia, przecież tak szybko mijają. 
5
Chyba właśnie na tym polega siła opowieści (powiastki filozoficznej) Karlssona. Unikając formułowanych wprost banałów w stylu Coelho, zmusza do refleksji każdego z osobna, ale do refleksji osobistej, niewypowiadanej głośno. 
Chcę uniknąć absurdalnych porównań – chociaż to z Kafką było nie do pominięcia – ale tak potrafią, moim zdaniem, pisać autorzy naprawdę dobrzy. Podczas lektury, wtórowanej szczerymi uśmiechami (bo Karlsson, choć Szwed, ma kapitalne poczucie absurdalnego humoru!), jednak zaczynamy się zastanawiać nad sobą i resztą świata.
6
Bardzo dobra lektura. Po bezbarwnym Szczygle – Donny Tartt nie umiem ani skrzywdzić, ani pochwalić za Szczygła– znakomity przerywnik. Lekko, z sensem, acz bardzo gorzko.

Leave a comment